Dziś gramy w grę PC Demon's Souls Remake

Stworzenie odpowiedniej zabawy na premierę nie jest spokojne. Producenci konsol umieszczają na listach ciekawe tytuły, którym zdecydowanie zbyt często brakuje jednego – dodatkowego momentu na zakończenie rozwoju. Takich form jesteśmy nawet na tak raczkującej generacji, ale PlayStation 5 jest całkiem najlepszy line-up w bezpośredniej przygód, i najnowsza oferta Bluepoint Games to najzdrowsza praca zwrócona na premierę japońskiej konsoli. Nie pełni docenią tytuł, jednak fani umierania będą wniebowzięci. Który istnieje Demon's Souls Remake (PS5) na PS5? Zapraszamy na polską ocenę.

 

 

 

Demon's Souls Remake oferuje swój świat w atrakcyjnych szatach

 

Od lat czekaliśmy na powrót Demon's Souls Remake, tymczasem Sony nie zdecydowało się na swobodne odświeżenie pracy i dodanie jej do rozbudowanego katalogu ekskluzywnych gier na PS4. Graczom przyszło poczekać nieco dłużej, ale dzięki tej pozycji Bluepoint Games dobitnie udowodniło, że Shadow of the Colossus nie był „wypadkiem przy pracy”, a amerykańscy mistrzowie remake'ów zmierzyli się z hitem oraz sprawnie go zmienili. Zadanie nie chodziło do najlepszych, ponieważ pierwowzór rozpoczął nowy rozdział w naszej branży – od tego etapu gracze ponownie chcieli umierać.

 

 

Recenzowany Demon's Souls Remake powraca w prywatnym najlepszym wydaniu: jest to ciągle bardzo wymagająca produkcja z bardzo charakterystycznym systemem walki, a dodatkowo niewymuszająca jednej ważny progresji. Po pierwszej godzinie wprawieni w bojach gracze zwolnią z kwitkiem pierwszego bossa, powrócą do Nexusa również rozpoczną wycieczki po kolejnych światach. W moim doświadczeniu deweloperzy nie chcieli zbyt dużo ruszać legendy, więc przemierzając kolejne lokacje często wiedziałem, gdzie mogę spodziewać się wrogów – przechodząc do Tower of Latria miałem gwarancja, na kogo trafię lub gdzie wymagam się udać, by spotkać Maneatera. Ponownie po drodze do Leechmongera zabłądziłem, a dużą liczbę razy zginąłem, dokonując błędnego wyboru jedyny w Valley of Defilement. Te klimatyczne elementy zostały zachowane, jeśli to spędziliście w oryginale dziesiątki godzin, obecne będziecie bawić się produkcją wykorzystując wszystkie przejścia, uwypuklając niedoskonałości wrogów i czerpiąc radość z dowolnego pokonanego przeciwnika. Tytuł wykonywa taką samą radość jak za czasów PlayStation 3, ale wszystko przybrało niespotykanych wcześniej rozmiarów.

 

 

Gra po raz drugi nie wybacza najmniejszych błędów, a potencjalnie „zwykły” przeciwnik że nas pogrążyć. W Demons Souls ponownie kolekcjonujemy dusze pokonanych rywali, a po powrocie do Nexusa ulepszamy naszego bohatera – łatwiej jednak napisać niż zrobić. Lata temu From Software nauczyło nas, że po każdej śmierci jesteśmy wyłącznie samą okazję na odkupienie swoich przyczyn również zwiększenie zdobytego dorobku, jednak jeżeli już następny raz topór wroga przedzieli naszą czachę: zbieramy od początku. W najnowszej pozycji Bluepoint Games umieranie boli, ale jeszcze nie rozmawiamy o złości wywołanej pracą lub za wysokim stopniem trudności, a właściwie zniecierpliwieniu paniką, przez jaką wykonali złych wyborów podczas tańca śmierci. W trakcie przemierzania kolejnych krain miałem często wrażenie, że nowe Dusze są trudniejsze – po spędzeniu z możliwością kilku dni wiem, gdzie leży „problem”.

 

 

 

Demon's Souls poraża skalą. To remake z naturze oraz kości

 

Tym „interesem” nie są nowe, niespodziewane ruchy przeciwników, wrzucenie kilkudziesięciu wrogów na niskiej powierzchni, i wtedy jako Demon's Souls Remake się prezentuje. W pracy Bluepoint Games każdy boss zachwyca skalą i wykonaniem – Tower Knight jest poważny, potężny, a od pierwszego spotkania poczujemy jego wartość. Każdy atak nie tylko miażdży naszą stronę, natomiast skala „Wieży” mnie po prostu zachwyciła. Nie oczekiwałem, że właśnie daleko może przypominać zwykły rycerz, który jednocześnie wymęczy jak nigdy dotąd. Skalą wroga szybko się zachłysnąć także przy spotkaniu z Flamelurkerem, jaki jest już bardziej intensywny, a jego ogień emanuje niespotykanym wcześniej zasięgiem. Dużo problemów sprawił mi ponownie Dirty Colossusus, który pomimo braku zaskakującej gibkości, wielokrotnie potrafi zaskoczyć atakiem. Obrzydliwie wyglądają Leechmonger oraz Phalanx, których ciała są teraz dosłownie żyjącymi bytami, a podczas walk zwróciłem uwagę chociażby na najkrótsze detale, z jakimi poradzili sobie deweloperzy. W zespole bossów nie znajdziemy nowych rywali, a jestem doświadczenie, że dużo graczy będzie oceniać się „znanych osoby” na nowo, ponieważ zespołowi udało przygotować się znakomitego odświeżenia. Same pojedynki to a nadal ciężka praca poprzedzona wieloma wielkimi doświadczeniami – każdy boss tworzy własne słabe strony, więc gracze, którzy będą przyjmować do produkcji pierwszy raz będą potrafili z nadzieją (i bólem) wydawać ich sekrety.

 

 

Ogólnie gra olśniewa oprawą. Podczas gry na Samsungu QLED Q800T regularnie doceniałem każdą przesiąkniętą mroczną atmosferą lokację – oraz obecnych w sztuce nie brakuje. Ponownie często odwiedzamy ruiny, pogrążamy się w szaleństwie zespołów labiryntów, przeszukując inne środowiska również otwierając nowe skróty. Każdy świat w sztuce potrafi zachwycić wykonaniem, oświetleniem i szeregiem efektów. Pamiętacie most palony przez przerośniętą jaszczurkę? Teraz kilkukrotnie przystanąłem, aby obserwować, kiedy taż bestia wyłania się z zdali oraz upiększa krajobraz swoim ognistym oddechem. Wspomniany Tower Knight jest rację wykorzystać naszą moc, natomiast jego niebiesko-biała poświata rozświetlała moje biuro podczas nocnej walki. Wygląda to całkiem epicko również tutaj niemal podczas każdego starcia mógłbym wychwalać oprawę, wyszczególniając najdrobniejsze elementy. Bluepoint Games zaprezentowało aktualnie najlepiej wyglądającą produkcję na PS5.

 

 

Demon's Souls Remake toż nie tylko zdumiewające lokacje, ale także bardzo dopracowany dźwięk. Zespół Bluepoint Games wykorzystuje potęgę Tempest 3D, dzięki czemu podczas gry na słuchawkach znacznie jasno określić, gdzie dokładnie znajdują się rywale a co najistotniejsze – kiedy atakują. Ta nauka jest wysoce cenna w trakcie pojedynków z częstymi wrogami, ponieważ szybko określimy idący w swoją stronę pocisk, a i podczas starć z bossami. Armor Spider w trakcie realizacji swojego charakterystycznego ruchu rzucania pajęczyną wydaje specyficzny odgłos, który daje określić, kiedy sieć idzie w swym kierunku. Gdy podłoże ulega zapłonowi (tutaj animacja została odrobinę zmieniona), postrzegamy jak ogień szuka w własnym kierunku. Na jakimkolwiek ruchu w recenzowanym Demons Souls byłem zaskakiwany jak odrestaurowane lokacje oraz potwory współgrają z udźwiękowieniem – to dobre połączenie, które szanuje się podczas każdej pory spędzonej w sztuce. Twórcy odświeżyli cały soundtrack, a takim ukłonem w charakteru oddanych fanów jest fakt, iż w tytule usłyszycie część swej obsady – deweloperzy zetknęli się z kilkoma aktorami i znowu nagrali znane kwestie, wykorzystując tę technologię.

 

 

Miłym dodatkiem do indywidualnej oprawy jest także Photo Mode, dzięki któremu wyłapiemy efektowne ujęcia: jednak nie jestem zwolennikiem tej spraw, z uwagą wypróbowałem filtry. W sztuce pojawia się opcja narzucenia na ekran różnych barw, jakie czynią nie tylko podczas wykonywania fotek, a za ich ochroną na określone zmieniamy wygląd świata. Sam z takich filtrów upodabnia grę do klasycznego Demon's Souls. https://www.downloaduj.pl/

 

 

 

Demon's Souls Remake nabrało odpowiedniego przyspieszenia

 

Nie potrafię tak powiedzieć, iż w Demons Souls nie zamieniłoby się nic. Już dysponujemy większą kontrolę nad postacią (8-kierunkowy roll), ale najistotniejsze jest upłynnienie rozgrywki. Twórcy pozwalają wybrać dwa sposoby – Performance Mode proponuje wyjściową rozdzielczość 1440p (do 4K) przy 60 klatkach na sekundę, a Cinematic Mode pamięta o natywne 4K przy 30 fps. Nie potrafię tu jednak rozmawiać o płynnej zabawie w jakimś pomieszczeniu, ponieważ podczas gry testowałem oba systemy oraz szczególnie podczas „płynniejszej rozgrywki” miałem kilkukrotnie okazję doświadczyć spadków animacji. Mam doświadczenie, że za jakimś jednocześnie stanowiła wtedy mała wpadka, ponieważ do określonych sytuacji wchodziło w momencie swobodnej eksploracji – gdy poza nie wybierali się przeciwnicy oraz nic nie świadczyło o nadmiernym wykorzystaniu energii konsoli. Informując o niskich problemach, muszę wspomnieć, że Bluepoint Games dalej nie poradziło sobie z okiełznaniem kamery, która posiada wariować podczas spotkania kilku wrogów na niskiej powierzchni. Był okazję kilkukrotnie spaść z trudnej wysokości, jak system namierzania wyłapał złego wroga, a ja będąc gwarancja, iż korzystam też za sobą odrobinę przestrzeni, runąłem w głąb.

 

 

Zespół Bluepoint Games doskonale zdawał sobie sprawę, że kieruje się z którąkolwiek z najważniejszych gier w akcji PS3, a zarazem produkcją będącą wysoką rzeszę fanów, którzy z lat oczekiwali na odświeżenie. Najpewniej spośród obecnego względu nie zmieniono takich płaszczyzn jak rozkładanie się relacjami ze świata z własnymi graczami (wszystko o czytać!). Ponownie tryb sieciowy podejmuje się przez system pozostawionych znaków, jednak ze względu na wykonywanie w realizację przed premierą – nie był również okazji stoczyć pojedynków PvP. Twórcy jednak zapewniają, że więcej natomiast w ostatnim wypadku nie zdecydowali się na bardziej widoczne modyfikacje. W sztuce powracają, natomiast są lepiej wyjaśnione, World Tendency, które jak teraz widziałem – ponownie spotykają się z różnymi reakcjami. Studio ale zupełnie nie chciało dotykać „podstaw”, aczkolwiek nie oznacza to, iż w recenzowanym Demon's Souls nie spotkamy na zmianie. Już teraz społeczność doszła do tajemniczych drzwi, z jakich założeniem będzie się teraz mieć, natomiast jestem pewien, że to właśnie początek sekretów wrzuconych do produkcji.

 

 

 

Demons Souls czerpie garściami z opcje PS5

 

Bluepoint Games otrzymało za zadanie nie tylko wprowadzić Demon's Souls Remake na kolejną generację, ale wykorzystać unikalne funkcje PlayStation 5. Już po spotkaniu starego również ważnej porażce, w Stronach gry w menu konsoli pojawia się duża możliwość przeskoczenia do wybranego przeciwnika – twórcy tak nie ułatwiają ćwiczenia natomiast nie wrzucą nas tuż przed bramę, ale pozwalają przenieść się do wybranego świata (nie musimy realizować przez Nexus). W trakcie rozgrywki i możemy wygrać spośród uwagi – opracowano opcjonalne porady, które pomogą kilka starć. Szczerze polecając nie należę do graczy, którzy szukają poradników tego modelu, tylko jestem pewien, że mniej zaznajomieni z poziomem śmiało również z uczuciem ulgi wezmą z kilku filmików – dzisiaj nie musimy szukać w Sieci najlepszych rad na grę, bo te zostają zaproponowane przez system.

 

 

Twórcy kapitalnie wykorzystują kontroler DualSense – z jego głośnika płyną dźwięki, jak nasz miecz uwolni się od podstawie rywala, a zarazem otrzymujemy niespotykane wcześniej sprężenie zwrotne. Haptyczne wibracje dodają grze nowego miejsca: systematycznie czujemy, jak przez wszystek pad przechodzi moc, a potencjał kontrolera jest nawet wykorzystywany w takich elementach, jak klasyczne niszczenie beczek. Tytuł w każdym pomieszczeniu czerpie garściami z haptyków, i każdy atak rywali doświadczycie w bardzo zróżnicowany sposób. Bluepoint Games wyciągnęło energia z unikalnych funkcji PS5 i zaszczepiło spożywa w recenzowanym Demon's Souls Remake.

 

 

Pamiętacie tenże poważni czas oczekiwania po kolejnej glebie zafundowanej przez Old Hero? Teraz gra wczytuje się szybko także nie możecie nawet marzyć o zrobieniu kawy pomiędzy kolejnymi próbami. SSD w PlayStation 5 zostało dobrze wykorzystane – 27 sekund do włączenia gry, 10,5 sekundy do wczytania pierwszej rozgrywki, 8 sekund do wprowadzenia z Nexusa do drinka ze światów, 5,5 sekundy przeskoczenia z jakiegoś świata do kolejnego przy użyciu Kart (system PS5), a 7,5 sekundy zajmuje wskrzeszenie po śmierci. Koniec z liczeniem na umieranie.

 

 

 

Demon's Souls Remake pokazuje, jak powinno tworzyć się nową generację PS5

 

Można mówić dużo na fakt premierowych tytułów dla następnej generacji Sony oraz Microsoftu, ale dzięki jednej grze Japończycy spełnili marzenia wielu fanów, którzy od lat odkładali na powrót Demon's Souls Remake. Produkcja From Program nie tylko powróciła, ona pasowała nowy standard. To remake niemal idealny.

 

 

Stworzenie dobrej gry na premierę nie jest lekkie. Producenci konsol zamieszczają na listach popularne tytuły, którym zdecydowanie zbyt często brakuje jednego – dodatkowego czasu na zakończenie rozwoju. Takich form doświadczamy nawet na właśnie raczkującej generacji, ale PlayStation 5 jest znacznie najlepszy line-up w domowej historii, a najnowsza propozycja Bluepoint Games toż najpiękniejsza produkcja dostarczona na premierę japońskiej konsoli. Nie pełni docenią tytuł, jednak fani umierania będą szczęśliwi. Który istnieje Demons Souls (PS5) na PS5? Zapraszamy na bliską recenzję.

 

 

 

Demon's Souls oferuje nasz świat w pięknych szatach

 

Demons Souls - recenzja gry - przygotowanie do wojny

 

Z lat oczekiwali na powrót Demons Souls, tymczasem Sony nie zdecydowało się na naturalne odświeżenie pracy oraz dodanie jej do zwiększonego katalogu ekskluzywnych zabaw na PS4. Graczom przyszło poczekać nieco dłużej, a dzięki tej roli Bluepoint Games dobitnie udowodniło, że Shadow of the Colossus nie był „wypadkiem przy produkcji”, a amerykańscy mistrzowie remake'ów zmierzyli się z hitem i stanowczo go zmienili. Działanie nie chodziło do najłatwiejszych, ponieważ pierwowzór rozpoczął nowy rozdział w swej branży – od obecnego etapu gracze ponownie chcieli umierać.

 

 

Recenzowany Demon's Souls Remake powraca w prostym najlepszym wyjściu: stanowi więc jeszcze bardzo wymagająca produkcja z bardzo specyficznym systemem walki, i zarazem niewymuszająca jednej ważny progresji. Po pierwszej godzinie wprawieni w bojach gracze odprawią z kwitkiem pierwszego bossa, wrócą do Nexusa i rozpoczną podróże po kolejnych światach. W moim odczuciu deweloperzy nie chcieli zbyt dużo ruszać legendy, więc przemierzając kolejne lokacje często wiedziałem, gdzie mogę spodziewać się wrogów – zmierzając do Tower of Latria miałem gwarancję, na kogo trafię lub gdzie wymagam się udać, żeby spotkać Maneatera. Ponownie po ulicy do Leechmongera zabłądziłem, a dużą liczbę razy zginąłem, dokonując błędnego wyboru drogi w Valley of Defilement. Te klimatyczne elementy zostały zachowane, jeśli więc spędziliście w oryginale dziesiątki godzin, wtedy będziecie bawić się produkcją wykorzystując wszystkie przejścia, uwypuklając niedoskonałości wrogów również poszukując przyjemność z wszelkiego pokonanego przeciwnika. Tytuł daje taką samą radość jak za czasów PlayStation 3, ale wszystko przybrało niespotykanych wcześniej rozmiarów.

 

 

Gra po raz inny nie wybacza najmniejszych błędów, a potencjalnie „zwykły” przeciwnik może nas pogrążyć. W Demon's Souls Remake ponownie kolekcjonujemy dusze pokonanych rywali, a po powrocie do Nexusa ulepszamy naszego bohatera – łatwiej jednak napisać niż zrobić. Lata temu From Software nauczyło nas, że po jakiejś śmierci mamy chociaż jedną szansę na odkupienie swoich win również zwiększenie zdobytego dorobku, a jeżeli już kolejny raz topór wroga przedzieli naszą czachę: zbieramy z początku. W najnowszej pozycji Bluepoint Games umieranie boli, ale dodatkowo nie wspominamy o złości wywołanej pracą lub za wielkim stopniem trudności, a raczej zniecierpliwieniu paniką, przez jaką wykonali złych wyborów podczas tańca śmierci. W trakcie przemierzania kolejnych krain miałem często wrażenie, że nowe Dusze są trudniejsze – po spędzeniu z myślą kilku dni wiem, gdzie występuje „problem”.

 

 

 

Demon's Souls poraża skalą. To remake z krwi również kości

 

Demons Souls - recenzja gry - Tower Knight

 

Tymże „punktem” nie są nowe, niespodziewane ruchy przeciwników, wrzucenie kilkudziesięciu wrogów na niewielkiej przestrzeni, i więc jak Demons Souls się prezentuje. W produkcji Bluepoint Games każdy boss zachwyca skalą i wykonaniem – Tower Knight jest doskonały, potężny, oraz z pierwszego spotkania poczujemy jego zdolność. Każdy atak nie tylko miażdży naszą skóra, natomiast skala „Wieży” mnie po prostu zachwyciła. Nie przyznawałem, że właśnie daleko może przypominać zwykły rycerz, który jednocześnie wymęczy jak nigdy dotąd. Skalą wroga szybko się zachłysnąć także przy spotkaniu z Flamelurkerem, który stanowi współcześnie bardziej naturalny, oraz jego ogień emanuje niespotykanym wcześniej zasięgiem. Wiele problemów

Czego jeszcze nie wiesz o Call of Duty: Cold War

 

Call of Duty: The Red Door szuka prostej możliwości… a imię jej reboot

 

W dzisiejszych latach Activision zdecydowało się na solidny reset swoich strzelanek. A wówczas nie jeden, a trzy! Najpierw przypomnieli nam o drugowojennych fundamentach wartości w Call of Duty: WWII, później podobne odświeżenie spotkało Call of Duty: Modern Warfare, i już przyszła pora na podserię Black Ops.

 

 

Trudno dziwić się takiej formy, bo po tym, jak CoD wystrzelił w świat gracze wprost domagali się powrotu tej wartości na ziemię. To toż dotoczy Black Opsa. Poprzednie odsłony cyklu dostarczały nas w coraz dziwniejsze futurystyczne realia, a koniec końców czwórka zupełnie zrezygnowała z kampanii fabularnej na rzecz rozbudowanego trybu wieloosobowego. Krótko mówiąc, było jeszcze dziwniej i dziwniej.

 

 

A wraz z Call of Duty Cold War to się zmienia. Zabieg odświeżenia czarnej franczyzy został pomyślany analogicznie do „rebootu” Modern Warfare (podobieństwo jest łudzące, nawet jeżeli mowa o charakterze menu), a więc zatrzymujemy się do samiutkich początków. Jest to Zimna Wojna, Wietnam, Mason i Woods – wszystko to, za co pokochaliśmy pierwszego Black Opsa w 2010 roku.

 

 

I tylko efekt końcowy to najcudowniejszy Black Ops od dziesięciu lat, że o określoną ocenę tego tytułu. Niestety, zimnowojenna odsłona Call of Duty ma, również jak szpiedzy przechodzący przez żelazną kurtynę, dwa planuje także na może nie wolno jej w wszyscy zaufać. Zapraszamy do prace naszej oceny Call of Duty Cold War!

 

 

 

Szpiegowska intryga w zeszłym stylu

 

Call of Duty: Cold War, także jak stare części, montuje się tak tak z niewielu równorzędnych elementów. Istnieje toż kampania fabularna, rozgrywki wieloosobowe, tryb zombie (którego sam moduł przez pierwszy rok będzie na wyłączność dla platformy PlayStation) oraz CoDowe battle royale, czyli Warzone (jednak ten obecni jest wyciągnięty z Modern Warfare, czyli nie będę się nad nim pochylać tutaj – już jak to osiągnął we wrażeniach z Call of Duty Warzone). Zacznę to od ważnego z obecnych filarów nowego Black Opsa, czyli od kampanii fabularnej. Zwłaszcza, iż istnieje on koniecznie dużo zrobiony. darmowe gry wp

 

 

Wyraźnie czuć w nim czas pierwszej edycji czarnej serii. Odwołujemy się w czasie do lat osiemdziesiątych z paroma niezłymi retrospekcjami z kampanie w Wietnamie , a szpiegowska intryga ze złym agentem Perseusem towarzyszy nas przez uliczki Berlina Wschodniego, spadziste dachy Amsterdamu, bazy wojskowe w mocy Związku Radzieckiego również masa innych bardzo klimatycznych lokacji.

 

 

No właśnie, „klimat” nie bez przyczyny powraca w niniejszym opisie. To słowo-klucz do opisania kampanii Call of Duty: Cold War. Atmosfera jest całkiem niesamowita, a wszystka misja więc taki mały wehikuł czasu. Do owego nie brakuje postaci popularnych z starych odsłon, jak również smaczków, które odnoszą do bliskiej już historii Masona i Woodsa.

 

 

Intryga Call of Duty: Cold War naprawdę wciąga, oraz w danych zadaniach (przeważnie) zrezygnowano z masakrowania setek przeciwników na sytuację bardziej przyjaznej, niemal filmowej narracji. Są zawsze regularne „trzęsienia ziemi”, zwroty pracy i szerokie napięcie między bohaterami tego zimnowojennego dramatu.

 

 

Co więcej, pokuszono się i o kilka eksperymentów z umową. Wprowadzono więc system oznaczania przeciwników przez lornetkę, zadania polegające na skradaniu, w których chowamy trupy po szafach, i nawet wybory, które wpływają (zapewne nie radykalnie, a zawsze) na rozwój opowieści.

 

 

Wszystko to robi, że takiej kampanii ani w Black Opsie, ani w ogóle w Call of Duty nie było od baaardzo dawna. Brakuje jej choć kilka do stanu protoplasty z 2010 roku, ale tak niewiele. Również mocna szkoda, że tryb wieloosobowy oraz zombie nie wzbiły się na odpowiednie wyżyny wirtualnej zabawy.

 

 

 

Co obecnego w budowie, umarlaku?

 

Trudno się rozwodzić nad trybem wieloosobowym Call of Duty Cold War, bowiem nie przechodzi w nim nic szczególnie odkrywczego. Dostaliśmy raz także tę tąż zasadę, którą Call of Duty z lat powtarza nas uwodzić. Z aktualnym, iż jej ukończenie jest niemal ciut gorsze, niż, dajmy na ostatnie, w Modern Warfare.

 

 

Wspomnę tylko mimochodem o niskiej grafice, która jaskrawo kontrastuje z oprawą wizualną kampanii. Mimochodem, gdyż nie stanowi zatem najpotężniejsza zaleta tego sposobu i ją nie ważna aby jeszcze wybaczyć – wiadomo, w sieciowych potyczkach należy przede każdym o płynność rozgrywki.

 

 

Bardziej przeszkadza wyraźne zwolnienie tempa animacji (czyli to przeładowania, czy rzucania granatów), co robi, że całość przedstawia się bardzo kulawo. Zniknęło coś z obecnej wspaniałej CoDowej dynamiki starć. Jasne, podobny zabieg zastosowano już w Call of Duty: WWII, a tam a lepiej uzupełniało się toż w międzynarodowe „spowolnienie” rozgrywki. Tutaj trudno pozwolić to za niezbędny również przemyślany zabieg, raczej za źle wyliczone potknięcie.

 

 

Mapy z zmiany bywają niekiedy bardzo atrakcyjne (gdy na przykład trzy okręty między którymi lecimy na tyrolkach), ale znowu – brakuje im przemyślenia. Są niekiedy niepotrzebnie skomplikowane oraz za chaotyczne. To jedyne dotyczy te uzbrojenia, plusów zaś w zespole projektowania klas. Dostajemy raz więcej w myśli oczywiście to jedno, co w Modern Warfare, tylko kiedy gdyby słabsze, mniej ekscytujące, nie tak dynamiczne i satysfakcjonujące.

 

 

Owszem, pokuszono się też o kilkoro nowości, takich jak sposób Brudna Bomba, który jest następującym eksperymentem z normą Battle Royale, jednak oraz jemu brakuje końcowego szlifu. Podobnie dodatkowo jest z innymi nowinkami, których stanowi po prostu za chwila, albo są nie dość efektowne by pozwoliły nowemu Black Opsowi na dłużej zapaść mi w myśl.

 

 

Z trybem zombie jest blisko identycznie jak z pewnym „multi”. Dostajemy mapę, która rzuca nas między bunkry gdzieś w Polsce i wymaga jechać do zombiaków. Zmianą jest jedynie tryb Grad Kul (to oczywiście on stanowi krótkim „exem” Sony). Trzyma on w sobie mapy regularnego trybu wieloosobowego oraz ograniczone pole walki przypominające trochę tryb battle royale.

 

 

Do tego pamiętamy uzbrojenie, które znajdujemy teraz przed walką, a więc możemy brać z pewnych klas bez potrzeb zbierania ekwipunku po drodze, oczywiście kiedy zajmowałoby to zajęcie w minionych odsłonach Zombie. To ono przynosi nam do konfrontacje z umarlakami oraz pojawiającymi się od okresu do czasu bossami.

 

 

Nie istnieje toż a każda rewolucja w obecnej konkretnej konwencji odpierania kolejnych fal zombiaków, jaka stanowi prawie tak była jak jeden CoD. Jednakże w przeciwieństwie do ostatnich większości tym wraz nie pokuszono się o dużą fabułę, ciekawych bohaterów, albo nawet jakieś super-zdolności. Tego całego tu zabrakło. W jakimkolwiek razie na ostatni czas, bo kto wie, czy kolejne aktualizacje nie przyniosą zmian.

 

 

Co wewnątrz tym chodzi, poza kampanią fabularną Call of Duty: Cold War samo przypomina takiego zombiaka, który jak żyje, a tak prawie nie żył. Niby ekscytuje, jednakże nie ekscytuje, niby wprowadza jakieś nowości, jednak nie do celu… No tak, to suma „na niby”. Zupełnie jak gdyby część fabularna pochłonęła całą moc również kreatywność twórców.

 

 

 

Call of Duty: Cold War – czy warto kupować?

 

Na to badanie tak właściwie każdy musi odpowiedzieć sobie tenże. Jeśli chce Ciż na ekscytującej hollywoodzkiej kampanii w charakterze Zimnej Wojny, to odkryjesz w Call of Duty 2020 prawdziwą perełkę. Nie padniesz się!

 

 

Jeżeli ale w CoDach szukasz przede wszystkim wciągającego trybu wieloosobowego, do jakiego dołączone są inne atrakcje pokroju zombiaków, to nowoczesny Black Ops absolutnie nie jest najprzydatniejszą drogą. Tak już zostać przy Modern Warfare, które przypomina to samo, ale dużo lepiej.

 

 

Na bok muszę same wspomnieć o ogromnej ilości błędów Call of Duty: Cold War, które te powinieneś wziąć pod opiekę, bo skutecznie uprzykrzają zabawę. Część z nich toż zaledwie męczące drobiazgi, tylko niektóre potrafią nieźle napsuć krwi. W którymś czasie na dowód utraciłem każde moje wzrosty w walki (całe szczęście, że posiadał zapasowego „sejwa” w chmurze).

 

 

Chciałbym to podsumować, iż na takiego Black Opsa czekałem od dekady. Chciałbym, natomiast nie mogę. Na pewno oczekiwałem na taką kampanię fabularną – o, tak, ona stanowi wyjątkowa. Nie potrafię jednak powiedzieć tegoż o Call of Duty 2020 jako całości. Pozostaje mi tylko być okazję, że Activision, kontynuując zapoczątkowaną w Modern Warfare praktykę regularnych sezonowych aktualizacji, co kilka więcej poprawi. Jednak czy będzie zatem taka zmiana, na którą mam? Czas pokaże!

 

 

 

Ocena końcowa CoD: Black Ops - Cold War

 

+ rewelacyjna hollywoodzka kampania fabularna

 

+ niezła oprawa audiowizualna kampanii

 

+ świetny klimat zimnej wojny, podkreślany przez efektowne przerywniki filmowe

 

+ powrót znanych form również rozpoczęcia do starych części

 

+ parę ciekawych nowinek w walk i sposobie wieloosobowych

 

 

- mało ważne również krótsze niż w poprzednich częściach rozgrywki sieciowe

 

- nijaki tryb zombie

 

- bardzo naturalna grafika trybu wieloosobowego

 

- dużo młodszych i pełniejszych błędów

 

 

 

Wymagania sprzętowe Call of Duty: Cold War

 

Minimalne: Intel Core i3-4340 3.6 GHz / AMD FX-6300 3.5 GHz 8 GB RAM karta grafiki 2 GB GeForce GTX 670 / Radeon HD 7950 lub lepsza 175 GB HDD Windows 7(SP1)/10 64-bit

 

Rekomendowane: Intel Core i5-2500K 3.3 GHz / AMD Ryzen 5 1600X 3.6 GHz 12 GB RAM karta grafiki 4 GB GeForce GTX 970 / Radeon R9 390 lub lepsza 175 GB HDD Windows 10 64-bit

 

Ultra: (4K / ray tracing) Intel Core i9-9900K 3.6 GHz / AMD Ryzen 7 3700X 3.6 GHz 16 GB RAM karta grafiki 10 GB GeForce RTX 3080 lub lepsza 250 GB HDD Windows 10 64-bit

Wszystko o Watch Dogs 3 za darmo

Wszystkie punkty są na tle. Super oprawa graficzna, bogaty, otwarty, tętniący życiem świat, mnóstwo gadżetów, oraz technik. Muzycy oraz programiści łatwo się napracowali. Zabrakło ale najważniejszego.

 

 

Assassin’s Creed, Far Cry i Watch Dogs. Trzy szczególnie ważne cechy Ubisoftu. Również trzy rodzaje gier, które łączy ze sobą ich daleko powszechny zarys – otwarty świat. W każdej z ostatnich rozgrywek jesteśmy wysyłani na pewną ogromną mapę. Możemy także przystąpić do spełnień będących pchnąć sprawa do przodu, jak oraz zdobyć się jakimś pobocznym questem czy też jednemu sobie wymyślać zajęcia.

 

 

Przez długie lata Ubisoft – ważna aby pomyśleć – stawał się absolutnym mistrzem w urządzaniu tych otwartych wirtualnych światów. Natomiast nie inaczej jest w sukcesu Watch Dogs: Legion. W tej grze samo zwiedzanie to zadanie miłe również biorące. Jest ciekawie. Jest realistycznie. Świetna oprawa audiowizualna doskonale stosuje się z rysunkiem na fabułę i uniwersum. Aż chce się stać jego właściwością, mimo iż jest ono odpowiednio przerażające.

 

 

Jednak po otrząśnięciu się z pierwszych zachwytów oraz przygotowaniu się na samej grze, zaczynamy dostrzegać kilka problemów. Na tyle wiele, że w niektórym elemencie z Watch Dogs: Legion spędzałem czas głównie po to, by niczego nie przegapić do ostatniej recenzji. Zamiast emocji, napięcia lub tylko relaksu zabawa stawała się coraz dużo nużąca. Co wydaje moje poważne obawy również względem nowego Assassin’s Creeda i Far Cry.

 

 

 

Jedno trzeba przyznać Watch Dogs: Legion – napięcie w muzyce jest stworzone wzorowo.

 

Ten całkiem realistyczny, nieco dystopijny klimat Watch Dogsów od zawsze mi się podobał. Miejsce pracy gry zostało ulokowane w krótkiej przyszłości w Londynie, który ogarnął chaos w efektu ataków terrorystycznych. W te wrobiona została hakerska grupa DeadSec. Jako jej człowiek musimy oczyścić swoje wymarzone imię – i nie będzie więc takie proste.

 

 

Londyn bowiem – ze powodów bezpieczeństwa – stoi się zamkniętym miastem, gdzie służby porządkowe mają ogromne uprawnienia. Pomogło to wyeliminować siła i terroryzm niemal do zera. Jak nietrudno się domyślić, rykoszetem wyeliminowano również wszelkie wolności obywatelskie.

 

 

Taki pogląd na zabawę (choć no to część gier) wręcz wymaga się o jakieś cyberpunkowe sznyty czy przerysowaną komiksową stylistykę. Watch Dogs: Legion idzie jednak, na swoje szczęście, jeszcze zdecydowanie w okolicę wizualnego i koncepcyjnego realizmu. Pierwsze, co z pewnością was uderzy po uruchomieniu samej gry, jest wtedy, jak wiarygodnie posiada ona bliski świat. Imersja następuje błyskawicznie. Pstryk – oraz już.

 

 

Jestem tutaj na rzeczy kilka sposobów realizmu. Po pierwsze – wizualny. Wykonywa nie próbuje szukać własnego artystycznego stylu, co jej idzie specjalnie na pewne. Nie istnieje stylizowana jak Saints Row czy Grand Theft Auto. Kto kiedykolwiek odwiedził Londyn w mig zacznie szukać swoje miejsca. Natomiast nie chodzi tutaj ale o rozmieszczenie budynków czy coś odpowiedniego rodzaju. Tekstury, kolorystyka, cieniowanie – twórcy Watch Dogs 3 postawili na fotorealizm. Gra nie wygląda jak kadr wzięty z filmu akcji odpowiednio pokolorowanego i dopieszczonego. W natłoku wizualnie stylizowanych gier Legion urzeka swoim telewizyjnym wręcz stylem.

 

 

Po drugie – koncepcyjny. To przygoda z wyboru science-fiction, wypełniona gadżetami z perspektywy, absurdalnymi pytaniami i sytuacjami politycznymi, jakie jeszcze w fizycznym świecie nie były miejsca. Nie niszczy: to działa wideo, zaś nie symulator życia. Jednak ogólny zarys świata istnieje dużo poważny. Także w istocie banalnych już teraz problemów – jak obdzieranie ludzi z praw oraz prywatności – jak i fabularnych niuansów, których spoilować wam nie chcę. W wszystkim razie w sprawie obranego stylu, narracji oraz pisanego świata Watch Dogs 3 to gra na niezwykle szerokim, skoro nie najwyższym, poziomie. Oraz nadal, mimo istnienia szybko trzecią częścią serii poruszającej tę jedną problematykę, skłania od okresu do czasu do refleksji oraz utrzymywania.

 

 

 

Wykorzystuj jako ktokolwiek. WD Legion to cała swoboda wyboru. Że.

 

W wszystkiej opowieści ważny jest protagonista. Natomiast w sztuce wideo zatem on jest polskim potencjalnym awatarem. Reprezentuje nas w nierzeczywistym świecie. Etapem stanowi zatem dokładnie opisana przez mistrzów gry postać – z innym życiorysem, imieniem czy motywacjami. W następujących pozach to anonimowy bohater, którego historię gracz tenże sobie dopisuje w prostej wyobraźni. W WD Legion głównego bohatera nie ma. Jest nim forma DedSec.

 

 

To znaczy, iż tym wraz nie dodajemy się w sztukę Aidena Pierce’a czy Marcusa Hollowaya z poprzednich części. Do WD Legion trafił element pseudostrategiczny. Protagonistów rekrutujemy do polskiego Legionu. Możemy występować, kim chcemy. Wystarczy komuś pomóc za sprawą tworzonej w walce misji, i ten człowiek z wdzięczności jest gotów podejść do swoich układów. Takie rozwiązanie świetnie się szuka w grach taktycznych bądź RPG – jak X-Com, Gears Tactics czy Wasteland. W przygodowej grze fabularnej, nawet z sandboxowym sznytem, sprawdza się to nic gorzej.

 

 

Praktyczna losowość w sprawy protagonisty sprawia, że nijak nie możemy się przywiązać do twarze na ekranie. Jej automatycznie wygenerowana osobowość jest tradycyjna i nieprzekonująca. O jej przyczynach nie dowiadujemy się nic. Ot, kolejny model postaci, kolejna skórka również układ umiejętności. Zestaw wieloboków i tekstur, który jak zginie – więc nic się nie stanie, bo jednak mamy różnych rekrutów.

 

 

 

Samo toż nie byłoby faktem, gdyby questy były interesujące. Są trudno równie randomowe, co części.

 

Najpoważniejszym problemem – oraz oceniając na własne atuty gry, również zmarnowanym potencjałem – Watch Dogs: Legion stanowi jego sandboxowość. Mam doświadczenie, że twórcy gry nie udźwignęli swoich chęci oraz nie zdołali zmienić swojego bardzo złożonego wpływu na rozrywkę w dodatek kompletnego. Watch Dogs: Legion powinien być poszukiwany na sukces. Świetna fabuła, drobiazgowo i najbardziej odpowiednio przygotowany świat, rewelacyjna oprawa (do ostatniego nadal wrócimy) i… nuda. Przynieś, podaj, pozamiataj. I zagraniczne przeznaczenia z losowego generatora questów.

 

 

Wspomniani wysoko losowi protagoniści nie są dużym problemem, że sama gra posiada mnóstwo do zaoferowania w ról jakiejś głębi – czyli to pod względem scenariusza, albo także samej mechaniki. Rodzajów prac jest raptem kilka: infiltracja, hakowanie, kradzież informacji. Każde możemy grać na znacznie rozmaitych rodzajów za sprawą przeróżnych hakerskich gadżetów. Niektóre nawet możemy dokonać bez pojawieniu się w tle akcji – przecież jesteśmy hakerami, możemy przejąć drona również posłużyć się infrastrukturą miasta. Oraz kompletne są takie same.

 

 

Ktoś mógłby zauważyć, że i naprawdę są bardziej interesujące niż w kultowym Grand Theft Auto, gdzie w myśli dominują strzelaniny a’la cover shooter i pościgi samochodowe. Zgoda – tyle że w współczesnej grze wszystkie lub większość questów są ciekawie oskryptowane. Pełne niespodzianek, niespodziewanych zwrotów akcji, widowiskowych zdarzeń czy humoru. W Watch Dogs: Legion dominują schematyczność i nuda. Jest wtórnie oraz chętnie.

 

 

 

Pomoc w Watch Dogs: Legion odwracają piękne widoki.

 

Większość okresu w sztuce spędziłem na konsoli Xbox One X, i kilka krótkich chwil w wersji dedykowanej Xbox Series X. Zostałem uprzedzony, że muzyka w organizacji przeze mnie testowanej ma przedpremierową formę również oczekuje jeszcze na ostatnią łatkę. Biorąc zatem na uwadze, nie czepiam się więc, że wielokrotnie Legion się zawieszał, wyrzucając mnie do interfejsu konsoli. Zakładam – choć zagwarantować tegoż nie mogę – że łatka premierowa wybiera te tematy.

 

 

Nie ma przecież nic do poprawy w istoty tego, jak postępuje wygląda oraz idzie, nie licząc wspomnianej stabilności. Londyn w Watch Dogs 3 jest całkiem niesamowity. Architektura, ulice, pojazdy, drony, przechodnie – to miejscowość jest. Wygląda dobrze. Natomiast nie prezentuje się ale z siatki głównych tras oraz oteksturowanych prostopadłościanów symbolizujących budynki. Każda malutka alejeczka, każdy zaułek – wszystko to stało stworzone z piękną pieczołowitością. Nie ma również faktów z wydajnością: Legion twardo na One X ma się swoich 30 kl./s i ani myśli szarpać animacji.

 

 

Na Xbox Series X istnieje dodatkowo lepiej. Co prawda niezmiennie 30 kl./s nas prześladuje zamiast pożądanych 60, ale dodatkowo oczywiście atrakcyjne miasto zyskuje dodatkowy wymiar za sprawą dużo większego obrazu, wyższej szczegółowości detali także doskonalszego oświetlania. W szczególności wrażenie robią refleksy na szybach – dużo bardziej prawdopodobne na nowocześniejszej konsoli. Niby szczegół – ale przecież deszczowy oraz futurystyczny Londyn wypełniony jest błyszczącymi powierzchniami. Ten punkt oraz powiązana z nim różnica pomiędzy konsolami stoją się względnie istotnie. Największą zmianą w roli występowania na nowej konsoli są jednak czasy wczytywania: na Xbox One X stanowczo zbyt duże, na Xbox Series X trwające kilkanaście minut.

 

 

 

Watch Dogs: Legion. Pół gry wzorowe, pół gry nudne. Wychodzi… średniak?

 

Engine gry, jej kształt fabularny, praca artystów, scenografia – wszystko wtedy w WD Legion istnieje na poziomie absolutnie wzorowym. Podobnie zresztą kiedy w nowych Far Cry i Assassin’s Creed. Ubisoft doszedł do perfekcji – zarówno w budowaniu wirtualnych, ciekawych światów, jak zaś w przynoszeniu im dobrze technologii software’owej, by gry działały dobra oraz wyglądały coraz dużo.

 

 

Jednak w WD Legion widzę jeszcze to, co zacząłem patrzeć w drugich wspomnianych przeze mnie seriach Ubisoftu. Assassin’s Creed Odyssey to (dodatkowo) świetna zabawa, ale i nie brakuje w niej questów najnudniejszego sortu, zaś ona jedyna jest w zasadzie nową mapą dla Origins. Far Cry New Dawn nawet nie zdołałem ukończyć – lubię tę część, a ta część była zbyt wielką kalką poprzedniej, aby zatem stanowiło jakkolwiek ciekawe.

 

 

Watch Dogs: Legion był się tym, czego obawiam się w tekście dużo dużo przeze mnie lubianej serii Assassin’s Creed. Kotletem odgrzewanym wedle starej receptury przy wykorzystaniu najlepszych momentów, jakie Ubisoft korzysta w zanadrzu. Taką walką z fabryki gier. Ze dobrą metodą również ogromnym budżetem, co powoduje świetne pierwsze wrażenie i znacznie przyciąga uwagę. I pierwotną w ośrodku. Bez ciekawych funkcji i urodzie, taką, w jakiej w kółko spełniamy te jedne czynności. To zmarnowany potencjał i możliwość większych problemów w pełnej ofercie Ubisoftu. Szkoda. https://www.downloaduj.pl/

 

 

 

Wymagania sprzętoweWD Legion

 

Minimalne: Intel Core i5-4460 3.2 GHz / AMD Ryzen 5 1400 3.2 GHz 8 GB RAM karta grafiki 4 GB GeForce GTX 970 / Radeon R9 290X lub lepsza 45 GB HDD Windows 10 64-bit

Rekomendowane: Intel Core i7-4790 3.6 GHz / AMD Ryzen 5 1600 3.2 GHz 8 GB RAM karta grafiki 6 GB GeForce GTX 1060 / 8 GB Radeon RX 480 lub lepsza 45 GB HDD Windows 10 64-bit

Ultra: (4K / ray tracing) Intel Core i9-9900K 3.6 GHz / AMD Ryzen 7 3700X 3.6 GHz 16 GB RAM karta grafiki 10 GB GeForce RTX 3080 lub lepsza 65 GB HDD Windows 10 64-bit

FIFA 21 co nowego w najnowszej odsłonie gry

Nastała jesień, więc chwila na dodatkową odsłonę serii FIFA. Jak co roku, ekipa EA Sports prezentuje najnowszą wersję swojej popularnej, sportowej serii sztuk również jeszcze idealnie pasuje do niej słynne powiedzenie Kazimierza Górskiego. Bo seria FIFA, oczywiście jak a sama piłka nożna, wtedy w konkretnym stopniu ciągle ta jedyna gra.

 

 

W kształcie zbliżającej się premiery konsol następnej generacji również niezbyt urodziwej, budzącej spore kontrowersji okładki, do sklepów odkrywa nowa odsłona serii FIFA, tym wspólnie z numerem 21. W toku ostatnich tygodni odsłoniliśmy wam sporo tajemnic powiązanych z nowoczesną pracą studia EA Sports – same z ciekawostce były trafione, inne znacznie mniej, a kluczowych, z punktu widzenia gracza, różnic po prostu brakowało. Jeżeli myślicie, że w finalnej odsłonie gry "Elektronicy" zdołali nas czymś zaskoczyć, to nie (albo stety) musimy was rozczarować. Wyraźnie widać, że pod wieloma względami EA Sports postanowiło wziąć graczy na przeczekanie, zapewne do kategorii na konsole PlayStation 5 i Xbox Series X. Bo choć zmian nie brakuje, zatem w znamienitej większości noszą one niski pomysł na rozgrywkę.

 

 

 

Tryb fabularny powinien dojść do kosza

 

I zacznę – dość przewrotnie – od elementu, którego formuła w tekście serii FIFA chyba bezpowrotnie się wyczerpała. Mowa o trybie fabularnym, który po raz drugi dotarłem do produkcji studia EA Sports. I – co tu dużo mówić – to znany, sztampowy zapychacz. "Debiut" to zwykła relacja z cyklu "od niczego do bohatera" trwająca ledwie 2-3 godziny z użyciem trybu Volta, w której pojawiają się znane piłkarskie osoby (z Kaką na czele). Oraz… w odpowiedzi to aby było na tyle.

 

 

Nie poznajcie mnie źle, ale wydawało mi się, że ekipa EA Sports zdążyła już zrozumieć, że tryb fabularny to segment, który właściwie nie sprawdzi się w tak prostolinijnym wydaniu. Mimo to deweloperzy znów przyjęli się próby zaoferowania nam fabuły domem z familijnego, amerykańskiego kina klasy "B". Niepotrzebnie, bowiem na obecny sposób po prostu szkoda czasu. Nie znajdziemy tutaj nic odkrywczego, a oglądanie rozwleczonych przerywników filmowych jest rozrywką wątpliwej jakości.

 

 

 

Rozbudowana gra to strzał w dziesiątkę

 

Sporo zmian pojawiło się za zatem w systemie prace – tutaj znakomitą większość spośród nich wolno napisać na plus, choć trudno też stwierdzić, że są to ważne pomysły. EA Sports zdecydowało się ponieważ na powrót do rozwiązań znanych choćby z odsłon sprzed kilkunastu lat, choć trzeba przyznać, że przekazało je na teren FIFA 21: Edycja Legacy nad wyraz sprawnie. Mowa tu głównie o rozszerzonej symulacji spotkań, w trakcie jakiej możemy szybko wskoczyć do turnieju w każdym czasie oraz równie szybko powrócić do animacji obrazującej przebieg spotkania. Nie wada także możliwości zmiany strategie w trakcie symulacji, a całość przypomina dość szybko styl graficzny spotykany w części Football Manager. Najistotniejsze jest chociaż to, że całe narzędzie działa tak sprawnie również bez żadnych problemów.

 

 

Ekipa EA Sports wprowadziła także szereg zmian uzyskujących się do treningu, jednak tak naprawdę jedyną, którą warto się zainteresować jest okazję zmiany pozycji młodych zawodników czy te określanie celu ich wzrostu. Ustawienia odnośnie reżimu treningowego zdecydowanie o pozostawić pod kontrolą wirtualnego asystenta. Nie forma zapomnieć oraz o innych możliwościach transferowych, jak choćby możliwość wypożyczenia zawodnika z klauzulą pierwokupu, a z takich rozwiązań menedżerowie innych drużyn mają bardzo, bardzo rzadko.

 

 

 

Volta bez znaczniejszych zmian

 

Cieszy te fakt, że inwestorzy nie czynią z wzrostu ulicznych meczów Volta. O ile tryb fabularny bez wątpienia można sobie śmiało odpuścić, tak impreza na drogach miast a w halach nadal daje dużo frajdy. Usprawniono przede każdym składnik dryblingu za pomocą narzędzia o firmie Agile Dribbling, co w futsalowych czy ulicznych popisach jest sprawą absolutnie kluczową. Teraz wykonywanie efektownych trików jest względnie prostsze, ale wykonanie skomplikowanej kombinacji nadal chce z nas zapamiętywania różnorodnych konfiguracji przycisków. Ułatwiono także zagrania piłki pomiędzy nogami – to znacznie powszechnie wykorzystywany zwód, który umożliwia sporą siłę na boisku, często w układzie gier z młodszą ilością zawodników.

 

 

Gra tymi informacjami próżno szukać tu większych zmian. Owszem, ekipa EA Sports dołożyła nam kilka nowych aren i zmieniła reakcje widowni na boiskowe wydarzenia, ale toż po prostu ewolucja rozwiązań sprzed roku. Powinien jednak przyznać, iż na wesele nic nie udało się sknocić.

 

 

 

To wciąż mocno zręcznościowa gra

 

O ile w testowych wersjach FIFA 21: Edycja Legacy przyciągał opinię na fakt, że tempo zabawy uległo zauważalnemu zmniejszeniu, tak finalna wersja gry pokazuje, że jesteśmy do rezygnowania z tytułem o bardzo zręcznościowym charakterze. Więc z samej strony dobrze, oraz z innej części taktyczna głębia w FIFA to wydarzenie, jakiego w wielu przypadkach nie trudno się doszukiwać.

 

 

Przede każdym sprawia fakt, że twórcy wreszcie zabrali się za problem nadmiernie otwieranych przestrzeni w bocznych sektorach boiska. Niczym niezakłócone rajdy po skrzydłach toż był symbol rozpoznawczy tej linii także na szczęście ten proceder został zauważalnie ograniczony. Boczni obrońcy znacznie łatwo odpowiadają na własne sprinterskie popisy, często podwajając krycie i namawiając nas do zwalniania tempa prac albo też wycofania futbolówki do środkowego sektora boiska. Mnie osobiście szczególnie to cieszy – nie odda się ukryć, że po stron ogranicza to dawanie bardzo prostego schematu rozgrywania akcji. Oczywiście nadal dużym atutem jest potrafienie szybkich, dynamicznych skrzydłowych, natomiast tym zupełnie nieco w kolejnym kontekście.

 

 

 

Podania prostopadłe za często otwierają ulicę do bramy

 

Deweloperzy reklamują się bowiem, że dzięki ulepszonej sztucznej inteligencji komputera, piłkarze lepiej uzyskują się w defensywie i trzymają naszych graczy na spalonym. W tymże zobaczeniu istnieje zawsze dopiero połowa prawdy – faktycznie, ofsajdów jest raczej dobrze w zestawieniu do poprzednich odsłon, ale za to dobrze wzrosła skuteczność prostopadłych podań. Raz po raz jesteśmy w okresie iść na naturalną pozycję po wpuszczeniu naszego zawodnika w uliczkę, często możemy także zagrać podanie górą, dzięki czemu szybko mijamy nawet dwie grupy i rozwijamy szybkiemu napastnikowi podróż do bramy.

 

>

 

Nadzwyczajna skuteczność tych zagrań to ogromna bolączka, bowiem znacznie wzrosła częstotliwość pojawiania się wysokich wyników. W trakcie testów często pojawiały się takie rezultaty, jak 4:4, 5:3, czy 6:1, a bezbramkowe remisy czy też przyjścia "do pewnej bramki" to działanie, które zauważałem bardzo rzadziej. To dodatkowo efekt wysokiej skuteczności napastników drużyn innych w pojedynkach tenże na jeden z bramkarzem.

 

 

Uwagę zwraca natomiast znacznie ulepszony system wykonywania wślizgów – to rola poprawionej detekcji kolizji pomiędzy zawodnikami, dzięki czemu rywale, których powstrzymujemy takim zagraniem, w system realistyczny upadają bądź przeskakują nad obrońcami. Znacznie zwiększono też realizm tzw. rykoszetów... choć czasem futbolówka przedstawia się od zawodników w system iście niedorzeczny. Na powodzenie są to incydentalne zagrania, podobnie zresztą jak również nieco zaskakujące próby zagrywania piłki przewrotką w sposobie pola. https://www.downloaduj.pl/

 

 

 

Główki zostały utrudnione – a zgoda

 

Na może warto zauważyć również możliwość sterowania zawodnikiem aktualnie pozostającym bez piłki – to niecodzienne rozwiązanie, które dodaje głębi rozgrywce, a również sprawia, że przy wielkiej dynamice zabawy czasami trudno połapać się w drogach kreowania danej pracy. Spośród ostatniego urządzenia korzystamy wiec raczej również zaś wtedy raczej w tekście rozgrywania ataków pozycyjnych.

 

 

Ciężej i zdobyć gola uderzeniem z główki także jest więc zmiana jako wysoce na plus. W minionej odsłonie system wykonywania strzałów w współczesny szkoła był aż nadto skuteczny, co że nie znajdowało się z aprobatą graczy. Teraz, dzięki wprowadzeniu zagrań głową, nad którymi większą kontrolę, zdobycie takiego gola wymaga niezwykle wyższej precyzji.

 

 

Niewielkie zmiany pojawiły się więcej w kontekście trybu FIFA Ultimate Team – jesteśmy nadzieję wzięcia z trybu kooperacji, nie brak oraz nowych wydarzeń oferujących dodatkowe godziny zabawy. Warto również zwrócić opinię na drogi moduł tworzenia swego stadionu, natomiast istnieje wtedy gra na dalekie tygodnie, jeśli nie na miesiące gry. A tymczasem tak o to lata deweloperom – aby utrzymać graczy przy FUT jak najdłużej. A toż, jak powszechnie, powinno się udać.

 

 

 

FIFA wciąż może zrobić wrażenie pod kątem graficznym

 

Graficznie FIFA 21 PC tradycyjnie trzyma poziom. Tym całkowicie dużo uwagi poświęcono głównie otoczce meczowej, skutkiem czego jest szereg nowych, animowanych przerywników ukazujących obraz z trybun, przywitanie z zawodnikami drużyny przeciwnej czy te prezentujących dynamiczne najazdy kamery. Wszystko to wygląda niezwykle efektownie, i w połączeniu z oficjalnymi grafikami największych lig na świecie (z Ligą Mistrzów na czele) faktycznie możemy czuć się, jak podczas transmisji telewizyjnej. Tym bardziej, iż odniosłem wrażenie, że duet Szpakowski-Laskowski dorzucił do najnowocześniejszej wersji serii FIFA wiele nowych rzeczy uzyskujących się do najłatwiejszych zawodników, topowych klubów lub te (wreszcie!) polskiej Ekstraklasy. Wtedy na pewno cieszy.

 

 

Oraz taka jest rzeczywiście cała FIFA – rozgrywka w wirtualną piłkę od EA Sports cały czas cieszy, a gdy nie mają się dla Was zaktualizowane sklepy również system pracy, to śmiało możecie stać przy poprzedniej edycji. To jeszcze dobra gra, ale następny rok bez istotniejszych zmian bez wątpienia mocno zastanawia. Być prawdopodobnie powodem do ważniejszej rewolucji będzie debiut konsol kolejnej generacji, przecież toż na razie tylko oczekiwania. Oczekiwania, które niekoniecznie muszą się spełnić.

 

 

FIFA 21 PC debiutuje na PC, PlayStation 4, Xbox One również Nintendo Switch już 9 października. Z zmian od 6 października wstęp do zabawy uzyskują posiadacze Edycji Mistrzowskiej.

 

 

 

Wymagania sprzętowe FIFA 21: Edycja Legacy

 

Minimalne: Intel Core i3-6100 3.7 GHz / AMD Athlon X4 880K 4.0 GHz 8 GB RAM karta grafiki 2 GB GeForce GTX 660 / Radeon HD 7850 lub lepsza 50 GB HDD Windows 7/8.1/10 64-bit

Rekomendowane: Intel Core i5-3550 3.4 GHz / AMD FX-8150 3.6 GHz 8 GB RAM karta grafiki 4 GB GeForce GTX 670 / Radeon R9 270X lub lepsza 50 GB HDD Windows 10 64-bit

Opowiadam o grze wyścigowej Star Wars: Project Maverick

Star Wars: Squadrons to puszczenie oczka w część starszych graczy, mających również kultowego Tie Fighter oraz X-Wing Alliance. Lub tenże projekt rozgrywki bardzo się przyjmie wobec dzisiejszych wymagań graczy?

 

 

O ile w Tie Fighter rzeczywiście udało mi się zagrać dekady temu, to zupełnie nie istniał znacznym fanem tych sztuk. Przyzwoite, ale chociaż nie przyszły mi do smaku. Do Star Wars: Project Maverick podszedłem to raczej neutralnie, ot aby zagrać, polatać coś w multi, zrobić akcję również zapomnieć. Czy Star Wars: Project Maverick zostanie w mojej myśli na dłużej? Recenzja może wynosić spoilery fabularne. Tekst powstał na podstawie możliwości na Playstation 4.

 

 

Star Wars: Project Maverick to szczególny symulator walk między różnymi ikonicznymi samochodami z wszelkiej franczyzy. Traktuje wówczas nie tylko filmów, ale też i zabaw planszowych, zwłaszcza szukałbym tutaj podobieństw do walki figurkowej Star Wars X-Wing, która polega całkowicie na aktualnym jedynym co mówiony tytuł, tylko że stawiamy na tworzycie. W Star Wars: Squadrons zasiądziemy za sterami statków dostępnych dla państwa oraz powstającej właśnie Nowej Republiki. Każda część ma dostępne cztery pojazdy chodzące do swojej odpowiedniej jakości. Mamy myśliwce (X-Wing oraz Tie Fighter), myśliwce przechwytujące (A-Wing i Tie Interceptor), bombowce (Y-Wing oraz Tie Bomber) i pojazdy wsparcia (U-Wing i Tie Reaper). Fanom Gwiezdnych Wojen na może te wehikuły są doskonale znane. Gra posiada wszelkie znamiona symulatora również żąda z nas dobrego zachowania przy myśleniu o prawach fizyki również lotów w płaszczyźnie trójwymiarowej. Oczywiście wydaje to kluczowe miejsce dla ruchu i umiejętności zaawansowanych sztuczek jakie mogą pracować tylko pojazdy kosmiczne bez odpowiedniego, ziemskiego ciążenia. Powiem wprost, system latania w Star Wars: Squadrons to silna zabawa także specjalnie dopracowany system dający masę radości. Nic tu nie mogę zarzucić. Zwłaszcza, że pracuje nie jest własnego interfejsu, i całe istotne elementy są przedstawione bezpośrednio na kokpicie naszej maszyny. Wygląda toż po prostu majestatycznie, stanowi znacznie klimatyczne i zdrowe. Po paru chwilach w kokpicie wszystkiej z maszyn wiemy wszystko na problem oznaczeń na desce rozdzielczej. I o oczywiście pamiętać, że wszystek z pojazdów jest nowy kokpit dodatkowo umiemy się nawet rozejrzeć wokół siebie by przyjrzeć się szczegółom. Polecam.

 

 

Gra oferuje nam tryb kampanii oraz sieciowy. Możliwe są także rozgrywki przeciwko sztucznej inteligencji. Rozpocznijmy od kampanii fabularnej. Zdana jest ona około z czternastu prac oraz łączy się na sceny po zniszczeniu Gwiazdy Śmierci nad planetą Endor. Mimo utworzenia rządu Nowej Republiki oraz organizacji wojsk Rebeliantów w ciągi Państwa, to energie Imperium dalej jest wielką siłę zbrojną kontrolującą duże rozmiary galaktyki. Fabularnie prezentuje będzie umieszczać się na budowie pierwszego prototypu superpancernika Nowej Republiki o określi Starhawk. Na nowość będziemy kierować siłami Republiki oraz Imperium aby poznać kulisy tej sprawie. Zasiądziemy za sterami Eskadry Szpica oraz Eskadry Tytan dodatkowo będziemy prezentować zasady gry także system prowadzenia każdym statkiem. Kampania jest natomiast czymś więcej, niż tylko trybem szkoleniowym przed rozgrywkami sieciowymi. Nauczymy się oraz wielu zaawansowanych manewrów (jak np. bardzo dobre ślizganie pozwalające na uniki oraz szybki obrót wokół własnej osi) oraz zastosowania każdego sprzętu – jego ważności również chorób.

 

 

To jednak nieistotne, gdyż kampania toż wyjątkowo smakowite ciasteczko dla miłośników Gwiezdnych Wojen. Znajdziemy wielu smaczków oraz elementów z jakich stosujemy Gwiezdne Wojny. Będziemy konkurować z Gwiezdnymi Niszczycielami, budzącymi grozę kolosami a pełny ich czas trwałości i energie został idealnie przeniesiony do zabawy. Zniszczenie kolosa jest strasznie niebezpieczne również trudne, i wszystek błąd skutkuje natychmiastowym zestrzeleniem. Między misjami będziemy zarówno wracać do hangaru także na odprawy by posłuchać co mają do powiedzenia członkowie naszej eskadry oraz dowódcy. Rzeczywiście będzie także odprawa przed misją. Same odprawy mają zdolność a są naprawdę fajnie zrobione, ale dialogi między stronami są bardzo surowe również powodowane na energię. Chociaż z pozostałej części bardzo polubiłem Shena, weterana który przez gry z rebeliantami stracił wiele dziedzinie naszego mięsa oraz stały zastąpione implantami.

 

 

Teraz porozmawiajmy o sposobie sieciowym i tutaj nie Star Wars: Squadrons służy nam dużego kopa w tył. Po kampanii naturalnie powinniśmy przesiąść się do walk sieciowych oraz na wstępu, w menu wszystko wygląda w systemu. Mamy elementy kosmetyczne odblokowywane za granie, zadania dzienne a nawet sezony. Jest co wydawać. Klikam więc multiplayer i czuję lekki szok widząc trzy tryby, z czego jakiś jest na początku zablokowany. Zostaje mi więc albo potyczka z graczami w sieci albo okazjach na SI. Również tutaj kolejne rozczarowanie, bo jesteśmy tylko jeden rodzaj rozgrywek 5v5 podobny w bliskim założeniu do MOBY z latającymi botami. Bitwa flot, ponieważ właśnie więc się nazywa, liczy na starciu okrętu flagowego przeciwnika. Żeby to spowodować, należy wykonać nasze okręty uderzeniowe również zniszczyć eskortę wroga. Wyglądamy właśnie na zmianę, bo jak szturmujący okręt zostanie zniszczony, następuje atak wroga. Rozwalamy tarcze okrętu flagowego, zmieniamy jego podsystemy również staramy się go stracić przed oni rozwalą nas. Na przodzie jest fajnie, ale łatwo się zaczynałem nudzić, często z pomoce na krótką skalę walk. To choćby nie umywa się do gier kosmicznych z Battlefront 2, gdzie maszyn było więcej, kończyło się częściej, ale także oraz do walki wracało dużo szybciej. Tak i gra tam była wielu bardziej rozbudowana, tak jedno jak misje jakich stanowiło mnóstwo oraz miały zróżnicowane cele. Nie oddało się tam nudzić przez dziesiątki godzin zabawy. Tutaj zaraz po trzecim meczu zacząłem ziewać. A najczarniejsze jest bynajmniej to, że twórcy zapewne nie będą dużo rozwijać gry.

 

 

Graficznie gra wygląda znacznie dokładnie. Kiedy obecnie wspominałem, kokpity są cudowne, tak toż zresztą jak większe jednostki jakie z nami współpracują albo z którymi walczymy. Podlatujemy bardzo blisko okrętów flagowych i na zbliżeniu nie widać żadnych nieostrych tekstur. Dużo elementów także daleko ładnie wyglądające wybuchy, jest doskonałym. Udźwiękowienie plus istnieje dużo przyjazne, spotkamy stare brzmienia z filmów, ale plus dodatkowo znacznie nowych piosenek. Udźwiękowienie statków to dodatkowo czysta klasyka. Charakterystyczny dźwięk lecącego myśliwca Tie lub dźwięk wystrzału z laserów X-Winga to zawieranie, które sprawia do łez fanów gwiezdnych wojen oraz stało zrezygnowane z najszerszą starannością.

 

 

Kolejną ważną zaletą Star Wars: Squadrons stanowi wysoce niska cena, bo grę na Playstation 4 można już zakupić w cenie 140 zł. Wszystko to tworzy, że po prostu warto wygrać w współczesną grę, nawet jak wcześniej nie byliśmy do robienia z kosmicznymi symulatorami. Star Wars: Project Maverick jest raczej popularny w kadrze również dużo intuicyjny. Przy kampanii Star Wars: Project Maverick podejmował się dobrze, gra dała mi odpowiednie wyzwanie oraz walory estetyczne. Niestety skończyła się tak samo już jak rozpoczęła dodatkowo zachęcaj przecież nadzieję, że twórcy dadzą nam bardzo treści w przyszłości. https://www.downloaduj.pl/kategorie-gier/

 

 

 

Wymagania sprzętowe Star Wars: Squadrons

 

Minimalne: Intel Core i5-6600K 3.5 GHz / AMD Ryzen 3 1300X 3.5 GHz 8 GB RAM karta grafiki 2 GB GeForce GTX 660 / Radeon HD 7850 lub lepsza 40 GB HDD Windows 10

Rekomendowane: Intel Core i7-7700 3.6 GHz / AMD Ryzen 7 2700X 3.7 GHz 16 GB RAM karta grafiki 6 GB GeForce GTX 1060 / 8 GB Radeon RX 480 lub lepsza 40 GB HDD Windows 10

Ocena użytkowników 7/10